Problem tkwi w tym, że obszary, które na tych mapach oznaczono jako zagrożone powodzią, mają być wyłączone z zabudowy. Stosowane zmiany w miejscowych planach zagospodarowania przestrzennego należy wprowadzić w ciągu 30 miesięcy od oficjalnego otrzymania map, co z kolei ma nastąpić do końca tego roku.
Tymczasem jak informuje „NTO”, zdaniem części samorządowców wiele obszarów niepotrzebnie oznaczono na mapach jako zagrożonych zalaniem. Na przykład władze Prudnika zauważają, że zakwalifikowano do tej kategorii tereny, na których podczas pamiętnej powodzi z 1997 roku było raptem kilka centymetrów wody, i to tylko dlatego, że wybiły studzienki. Kłopot w tym, że w planach zagospodarowania samorząd chce przeznaczyć te tereny na działalność przemysłową. Podobne uwagi do map ma również burmistrz Lewina Brzeskiego. W wypowiedzi dla „NTO” rzecznika Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej nie wyklucza, że na mapy zagrożenia powodziowego będą jeszcze nanoszone poprawki.